9 miesięcy bez glutenu

IMG_6919-1.jpg

Ktoś mnie ostatnio zapytał, jak się miewa nasza Glam Girl po pół roku diety bezglutenowej. Precyzyjniej – po dziewięciu miesiącach, ale w pewnym wieku zaokrągla się już do dołu:) Taki żarcik 🙂 A na pytanie automatycznie odpowiedziałam: „Świetnie”. Ten bezrefleksyjny optymizm nawet mnie ucieszył, bo o Polakach raczej mówi się, że to naród narzekający. Oczywiście nasze „świetnie” od początku świetne nie było… Przebyliśmy kawał wyboistej drogi, poprzez stos zmian, wyrzeczeń i nowych nawyków, ale miejsce, w którym Glam Girl i my jesteśmy teraz, jest całkiem zadowalające.

Dieta bezglutenowa odmieniła naszą codzienność. Nie trudno zgadnąć, że restrykcyjna dieta prosta nie jest. Żadna, nie tylko bezglutenowa. Ale mus to mus. Przez tych kilka miesięcy nauczyliśmy się robić zakupy – zasada 1: wszędzie, gdzie jesteś, rozglądaj się za znakiem przekreślonego kłosa! Nie ważne, czy znajdujemy się w wielkim markecie czy w kiosku ruchu, szukamy produktów bezglutenowych, wyostrzamy „węch” na brandy typu Schar, Bezgluten, Balviten itp. Niestety nie da się już iść do ulubionego Piotra i Pawła i wrócić z zaopatrzeniem na cały tydzień. Teraz masz listę sklepów ze zdrową żywnością i marketów, w których znajdziesz różne, pojedyncze produkty. W innym miejscu kupisz makaron Barilla Senza Glutine, w innym kaszę jaglaną bezglutenową, a jeszcze w innym wędlinę Tradycyjnego Jadła

Zasada 2: czytaj uważnie skład i sprawdzaj alergeny. Szybko nauczyliśmy się, że nie tylko produkt z przekreślonym kłosem oznacza produkt bezpieczny (czyt.bez glutenu). Spora część żywność taka jak np. śmietana, żółty ser, czekolada, dżem mimo braku symbolu, mogą również odpowiadać celiakom. Przepisy prawne każą wyszczególniać alergeny, więc jeśli w samym składzie nie ma nic, co może zawierać gluten, a GLUTEN ani jego śladowe ilości nie są zaznaczone na opakowaniu, uznajemy produkt za jadalny. W naszym przypadku czytanie składów jest jak oddychanie. Jeśli nie znam produktu, ZAWSZE czytam skład. Jeśli produkt nie ma symbolu przekreślonego kłosa, ZAWSZE czytam skład i oglądam opakowanie na lewo i prawo czy gdzieś na boku nie ma wzmianki o glutenie. Mówiąc o składzie mam też na myśli wszelką dodawaną chemię, cukry, słodziki, spulchniacze i inne E. Wcześniej rzadko się zagłębialiśmy w litanie zamieszczane na pudełkach. Teraz nie dość, że znamy sporo zaszyfrowanych oznaczeń, to już sama mnogość linijek daje do myślenia. Skłamię jeśli napiszę, że całkowicie wykluczyliśmy chemię. Ale świadomość jest dużo większa, cały czas wzrasta i poprawia nasze nawyki żywieniowe.

Zasada 3: zawsze pozostań czujny! Wróg-gluten nigdy nie śpi! Niestety nawet jak doskonale znasz produkt – a raczej tak ci się wydaje, a nie ma on charakterystycznego kłosa, musisz go sprawdzać, gdyż producenci zmieniają składy albo niespodziewanie dodają paragrafy o możliwych zanieczyszczeniach glutenem. Niejednokrotnie kupowany przez nas np.ryż, musiał być skreślony z listy zakupów.

Dziewięć miesięcy diety bezglutenowej nauczyło nas także wozić ze sobą wór przekąsek bg: owoców,  kabanosów, wafli ryżowych, sezamków, kanapek itp. Ja przestawiłam się z torebki na plecak, który zawsze jest przygotowany na nagły głód. Niestety jadąc w miasto masz mało szans nakarmić dziecko z celiakią. Po 1 – nie każde dziecko jest wszystkożerne – nasze nie jest. Po 2 – w ogóle mało jest  miejsc z menu bez glutenu. Gdziekolwiek jesteśmy, mamy oczy i uszy szeroko otwarte, pytamy i szukamy miejsc, gdzie można wyskoczyć z dzieckiem bg, by miało możliwość cokolwiek zjeść. Nie mam na myśli samych restauracji, tylko wszelkich miejsc, gdzie rodzic zabiera pociechę. Ostatnio bardzo nas ucieszyły chrupki kukurydziane z symbolem przekreślonego kłosa w Jupi Parku w warszawskiej w Arkadii. Innym razem radość sprawiło Brownies w Costa Coffee –  małe a cieszy! Ta nasza dociekliwość stała się już nawykiem. Ku naszej radości, nasi znajomi również wyostrzyli zmysły i regularnie informują o tego typu znaleziskach. Ostatnio dostałam cynk o lodach bezglutenowych na Saskiej Kępie. Aż ślinka pociekła…

Planowanie wyjazdów wakacyjnych też zostało utrudnione, ale jako że dieta bezglutenowa to nie choroba, stać na drodze nie może. I nie staje. Jak trzeba było, to i pół walizki jedzenia spakowaliśmy, zabierając woreczki i pudełka śniadaniowe. W dobie Internetu znalezienie zagranicznych adresów restauracji z menu bez glutenu nie stanowi najmniejszego problemu. Nie masz szans na złapanie „szybkiej zapiekanki”, ale zjeść-zjesz. Wcześniej czy później 🙂

Życie domowe po radykalnym szoku pozbycia się glutenu z szafek, tosterów i innych opiekaczy, stało się całkowicie normalne. Jeśli pominiemy utrudnienia w robieniu zakupów, to różnicy sprzed diagnozy nie widzę. Nowe książki kucharskie z przepisami bezglutenowymi zastąpiły stare, „zwykłe”, a w nich – ku naszemu zdziwieniu – przepisy takie same jak te „normalne”, tylko lekko zmodyfikowane.  Dla przykładu: proszek do pieczenia to w dalszym ciągu jest proszek do pieczenia, tylko bezglutenowy. Pieprz, oregano, bazylia to również te same przyprawy, tylko oczyszczone ze śladowych ilości zbóż. Początkowo tęskniliśmy za pieczywem, którego mimo, że u nas nie jadło się dużo, to trudno było zastąpić czymś gotowym bezglutenowym ani nawet znaleźć dobry przepis do pieczenia w domu. Teraz się przyzwyczailiśmy do innego smaku i tylko czasem łezka się w oku zakręci, gdy Glam Girl poczuje zapach świeżego pieczywa mijając piekarnie… Rzeczywiście pamięć smakowa wraca, a wraz z nią smuteczek… Ale potem sama szybko zmniejsza dysonans podecyzyjny mówiąc: „Mamo, ale gluten jest bardzo niezdrowy! I modyfikowany!

To wszystko – i jeszcze więcej – składa się w szczęśliwą i pełną sensu całość, gdy dochodzimy do sedna: do znacznie poprawionego stanu zdrowia Glam Girl. Co prawda kontrolne wyniki badań po pół roku od przejścia na dietę, jeszcze nie były zadowalające, ale i bez wzorowej ilości przeciwciał, nasza Glam Girl ma się znacznie lepiej. Jej odporność się wzmocniła, częstotliwość chorowań się zmniejszyła, a czas trwania infekcji skrócił. Także wzrost i waga się znacznie poprawiły. Nie doszły też do głosu żadne inne objawy celiakii (a jest ich ok.300 !), co też pokazuje, że organizm zareagował na leczenie szybko i skutecznie. Motywacja jest!

A jako, że bardzo wielu rzeczy Glam Girl jeść nie wolno, w weekendy pozwalamy sobie na chwile zapomnienia i na przykład delektujemy się absolutnie niezdrowym acz przepięknym cukrem w postaci lizaka z Manufaktury Cukierków, która to przystąpiła do programu menu bez glutenu.

Czy smaczny? Sesja zdjęciowa mówi sama za siebie 🙂

Stylizacja: płaszczyk czarny – Okaidi, trzewiki sztyblety brązowe – Okaidi, rajstopy czarne z kaszmirem – Calzedonia, czapka musztardowa – Coccodrillo, apaszka szaliczek złoty w białe gwiazdki – Zara Kids, sukienka z musztardowo-czarną kratę –Mon Chou , ozdoby do włosów – szafa blogerki

7 myśli w temacie “9 miesięcy bez glutenu

  1. nie wiem co się stało z moim komentarzem, więc napiszę go jeszcze raz: sporo zachodu jest z dietą bezglutenową, ale początki zawsze są najtrudniejsze. a że córa dzielnie wszystko znosi to taki kolorowy lizak jak najbardziej się jej należy:)

    Polubienie

  2. Urocza dziewczynka. Widać w niej całą masę radości. Jestem u Was pierwszy raz i już jestem pod wrażeniem jak dobrze sobie radzicie i mimo takich przeciwności losu potraficie odnaleźć radość i optymizm. Zmierzenie się z celiakią z pewnością nie jest łatwym zadaniem, wymaga wielu wyrzeczeń, ale Wy radzicie sobie z nią doskonale. Faktycznie teraz coraz więcej miejsc ma w sowim menu bezglutenowe potrawy więc i wyjazdy nie są tak utrudnione. Pamiętam jak ładnych kilka lat temu podczas wyjazdów szkolnych na wycieczki mama mojej chorującej koleżanki przyjeżdżała do niej każdego dnia z posiłkami bo nie było możliwości aby schronisko młodzieżowe zapewniło jej odpowiedni posiłek. W tamtych czasach to było naprawdę przykre. Dziś myślę, że dużo łatwiej jest zmierzyć się z taką sytuacją. Myślę, że dla Was największą nagrodą jest nie tylko radość Waszego dziecka, ale i poprawiające się wyniki.

    Polubienie

  3. Przeszliśmy podobną drogę. U naszej starszej córki ponad 2 lata temu wyszły przeciwciała z nieba…W sumie nie miała większych objawów, tak, ze gastrolog nawet nie widział wskazań do wykonania badania, ale go namówiłam, bo kilka spraw, które bagatelizowano mi nie dawały spokoju…Córka sama sobie wykluczała gluten jako 3,5 latka. Gdy teraz o tym myślę, wszystko wygląda nieprawdopodobnie, ale tak było. Jakby sama wiedziała, co jej szkodzi…i od rana czekała na obiad, bo zazwyczaj był u nas taki bez glutenu…Pewnie jakieś małe ilości się znajdowały, ale w porównaniu z mocno glutenowym śniadaniem to była różnica. Dzisiaj dieta bez glutenu jest dla nas czymś naturalnym. Nie tęsknię za chlebem i wypiekami. Wszystko można, na pewno kosztem pewnych wyrzeczeń, ale czego się nie robi dla dzieci…I tak jak Twoja córka mówi, po co nam ten zmodyfikowany gluten z obecnych czasów? 😉

    Polubienie

  4. Jestem pod wrażeniem, jak dojrzała jest postawa Glam Girl w tym przypadku…na pewno wielka w tym zasługa Wasza, rodziców. Myślę sobie nawet, że plusów jest więcej niż się wydaje, także dla Was, dorosłych ; nie tylko poprawiające się wyniki córki, ale i świadomość, czym jest zdrowe odżywianie, bo sądzę, że analizując to co teraz spożywacie, nabieracie w ogóle wiedzy i świadomości jak ważna jest zdrowa, naturalna dieta w ogóle. Po prostu przykłada się do tego większą wagę. A wiadomo – „w zdrowym ciele, zdrowy duch!”

    Polubienie

  5. dieta bezglutenowa do najłatwiejszych nie należy – knajp mało, trzeba być czujnym. Mam chłopaka – bezglutenowca – z którym mieszkam i również żyje jego dietą. Plusem mimo wszystko tej diety (poza tym, że nie ma się przykrości związynych z nietolerancją glutenu) jest zdrowsza dieta – bo i na etykiety się bardziej zwraca uwagę i fast foodów jeść się nie da. Poza tym wykształca silną wolę. 😉
    Zawsze współczuję chłopakowi jak jesteśmy na mieście – z reguły dużo się naszukamy, ale czasami uda się dogadać w normalnym miejscu, żeby przygotowali coś bez glutenu (np. kotleta bez panierki). Dziwi mnie to, że ludzie pracujący w gastronomii czasami nie mają pojęcia czym jest gluten. Historia sprzed kilku dni: idziemy do knajpki i jak zawsze szukamy dla mojego ukochanego czegoś co będzie mógł zjeść. Pan z obsługi mówi, ze bez glutenu na 100% jest jakaś tam sałatka – my już szczęśliwi, bo jego głód był na poziomie kryzysowym. Po czym Pan nam przynosi sałatkę ze wsadzonymi 4 kawałkami chlebka arabskiego w sam środek sałatki. Eh.

    Trzymam kciuk za małą bezglutenową córeczkę – z czasem nawyki się wypracują, a dieta bezglutenowa stanie się czymś naturalnym 😉

    Polubienie

    1. Życzę zdrówka Chłopakowi!
      A niewiedza kucharzy i obsługi gastronimicznej i mnie zadziwia… Ale nie ma wyjścia, jak nieustannie uświadamiać i dopytywać, bo może dzięki temu się coś poprawi.:*

      Polubienie

Dodaj komentarz